Forum  Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Świadectwa
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Stare
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
sliwa51




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cielęta;)

PostWysłany: Pią 23:43, 29 Sie 2008    Temat postu: Świadectwa

Miejsce na nasze świadectwa. Myślę, że "posypią" się one po najbliższej niedzieli.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gitarzysta23




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 44
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Brodnica

PostWysłany: Sob 22:57, 30 Sie 2008    Temat postu:

ja tylko powiem tak: Ks Sławek był (jest) czlowiekiem, ktory zmienil nasze zycie w sensie pozytywnym, dla innych bardzo pozytywnym. Nie bede sie rozpisywal, ale kto uwaza tak jak ja, niech napisze
Chwała Panu za Księdza Sławka!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martyna




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 8:02, 31 Sie 2008    Temat postu:

Chwała Panu za księdza Sławka!
Obawiam się dzisiejszego i jutrzejszego dnia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Drzeryj!
Administrator



Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 258
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: egipskich ciemności

PostWysłany: Nie 11:02, 31 Sie 2008    Temat postu:

ja zaczęłam też się obawiać
Chwała Panu za księdza Sławka czytającego ogłoszenia parafialne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martyna




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:35, 31 Sie 2008    Temat postu:

Pierwszy raz słyszałam tak wzruszające ogłoszenia Mruga

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżidża




Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BRODNICA

PostWysłany: Pon 9:21, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Chwała Panu za księdz Sławka!
Ja nie lubię pożegnań, ale się ich nie obawiam. Może już się przyzwyczaiłam, że czasem musi być trochę smutno


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kacperkepa




Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: brodnica

PostWysłany: Pon 11:26, 01 Wrz 2008    Temat postu:

napisze swiadectwo, juz sie do tego przymierzam. zbieram mysli i refleksje, bo to bedzie mnie kosztowac troche trudu. tymczasem...
chwala Panu za Ksiedza Slawka, ktory zmienil juz niejedno zycie. i zapewne niejedno zmieni w przyszlosci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Paulina Kowalewska




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 26
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Michałowo City ;p

PostWysłany: Pon 14:43, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Chwała Panu za księdza Sławka, księdza Łukasza i za Was Wesoly

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sliwa51




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 89
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Cielęta;)

PostWysłany: Pon 22:08, 01 Wrz 2008    Temat postu:

Będzie krótko i powtórzę innych, ale cóż.... Gdy by nie ks. Sławek błąkał bym się po ciemnych dolinach i nie wiem czy widziałbym w tym Pana. Jest jednym z księży, którzy są święci i pokazują, odkrywają nasze drogi.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martyna




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:35, 02 Wrz 2008    Temat postu:

Ja dziękuję Bogu, że mogłam poznać księdza Sławka, który pomógł mi w poznawaniu Boga Mruga Moje życie zmieniło się diametralnie i tylko teraz ma sens. Chwała Panu.


PS: Znowu jest jakiś problem, bo mnie zalogowało jako "mala_mi".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez martyna dnia Wto 13:37, 02 Wrz 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jagoda




Dołączył: 01 Wrz 2008
Posty: 5
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:35, 02 Wrz 2008    Temat postu:

Ja również dziękuję Bogu, że postawił na mojej dordze do Siebie księdza Sławka, przez którego moje życie nabrało sensu i zmieniło się na pozytywne myślę...Chwała Panu

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Dżidża




Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 156
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: BRODNICA

PostWysłany: Wto 18:43, 02 Wrz 2008    Temat postu:

Tak sobie wczoraj pomyślałam, gdy było nam wszystkim tak smutno, że gdyby nie ksiądz Sławek to bym Was wszystkich nie poznała. Moje życie byłoby uboższe. Chwała Panu za te dwa lata! I wszystkie następne, które są przed nami!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ks. Sławek




Dołączył: 02 Wrz 2008
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: ze szczytów

PostWysłany: Wto 22:05, 02 Wrz 2008    Temat postu:

Pozdrawiam Drogą młodzież! Snuję się tu po nowym miejscu i próbuje zorganizować życie. Podłączyli mnie do super szybkiego internetu, ale co z tego - Brodnicy mi to nie zrekompensuje:) Jeszcze raz Wam dziękuję za wczorajsze pożegnanie, za wszystkie słowa życzliwości - Bogu niech będą dzięki za Was, za Waszą wiarę i entuzjazm - chwalę sie Wami w tym " wielkim świecie". Byłem przed chwilą w kaplicy i tak powoli oddaję Was Panu Bogu. Oddać Jezusowi to znaczy być z Wami w jakiś nowy sposób, On zapewnia mnie, że przecież troszczy się o Was nic mniej. Rozstanie jest takim duchowym umieraniem, ale przecież kto straci swoje życie ten znajdzie je. Zatem znajduję Was w ten nowy sposób, z pełniejszą wiarą, znajduję Was na modlitwie, w Bogu. Jeśli to rozumiecie to jesteście już dojrzalsi. Pewne rzeczy na ziemi jakby kończą się, ale człowiek wiary widzi właśnie w tym momencie, z duchowego szczytu TO, CO NIGDY się nie skończy - WIECZNOŚĆ Z OJCEM. Pozdrawiam - ks. Sławek ( dobrze,że wymyślili ten internet)

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
kacperkepa




Dołączył: 30 Sie 2008
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: brodnica

PostWysłany: Śro 7:11, 03 Wrz 2008    Temat postu:

Uwaga. Zaznaczam, ze po czesci to swiadectwo pisalem dla siebie, zebym nie zapomnial mojej drogi. Dlatego opisuje niektore zdazenia i osoby zbyt dokladnie dla Was, bo wszystkich przeciez znacie. Pisze to tak, ze gdy przeczyta to osoba spoza wspolnoty, nie pogubi sie w tym wszystkim.
jesli w jednym poscie forum nie pozwoli mi wstawic calego swiadectwa, to podziele na pare czesci.
no coz...zaczynamy.

Trudna sprawa bedzie zaczac, przypomniec sobie wszystko, chwycic wspomnienia i zamknac je w slowach, by juz nigdy nie uciekly, ale byly mi pamiatka, czyms, co przypomina o chwilach, jak sadze teraz, najpiekniejszych w calym moim przyszlym i dotychczasowym zyciu. Może zacznę wreszcie pisać po polsku, używając "ogonków", bo łapię się na tym, że wskutek częstego korzystania z internetu i komunikatorów, powoli przestaję pamiętać, jak powinno się właściwie używać języka w tzw. "cyberprzestrzeni". Wiele rzeczy będę musiał sobie przypomnieć, by opisać moją sytuację w tej chwili jak najwierniej. Często zapewne będę zmuszony cofać się w czasie, by wytłumaczyć niektóre zjawiska i ich znaczenie. Moje życie zmieniło się w ciągu jednego miesiąca w takim stopniu, że sam do końca nie potrafię tego pojąć.
Mam w tej chwili osiemnaście lat, czas zaczyna upływać coraz szybciej, szybciej z każdym dniem. Nie wiedziałem z kim będę, kiedy moje istnienie nabierze prawdziwego sensu, kiedy zacznę rozumieć wszystko, co się wokół mnie dzieje i kiedy poznam swoje przeznaczenie. Żyłem chwilą i dawałem się jej ponieść, zbytnio nie przywiązując wagi do tego, co potencjalnie ważnego mogłoby się wydarzyć. "Chwytaj dzień" - tak brzmiało moje motto, choć zaczynam to dostrzegać dopiero teraz. To chyba hasło przewodnie epikureizmu, jak pamiętam z lekcji polskiego. Nawet jeśli nie pamiętam dobrze i się mylę - mniej więcej wiadomo, co mam na myśli.
Religia przez całe osiemnaście lat miała dla mnie znaczenie dość marginalne, przynajmniej jeśli mówimy o sferze religii w praktyce. Bez wątpienia nie byłem chrześcijaninem praktykującym. Przyjmowałem, naturalnie, Najświętszy Sakrament, ale w zasadzie miało to miejsce maksymalnie dwa, trzy razy w ciągu całego roku - na Boże Narodzenie i Wielkanoc, czasem dwa razy w ciągu czasu krótkiego (dwa dni na Mszy Św. pod rząd, ze względu na obowiązujące święta). Mimo wszystko jednak, muszę z przykrością wyznać, że wszystko to działo się niejako pod przymusem, presją ze strony głęboko wierzącej matki. Za to jej dziękuję, bo wówczas nie potrafiłem docenić jej starań. Żałuję, że musiała przeze mnie tyle wycierpieć, że trudno było jej wypełnić przysięgę daną na chrzcie, że wychowa mnie w pełni w duchu wiary chrześcijańskiej. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości, że zrobiła w tym celu wszystko, co było możliwe, po prostu jako młody człowiek, osiągając wiek parunastu lat, zacząłem samodzielnie myśleć o znaczeniu w religii w życiu człowieka i na moje nieszczęście myśli moje skierowałem w ślepy zaułek. Od momentu wkroczenia do gimnazjum z każdym dniem oddalałem się od Boga. Wpadłem w towarzystwo, które odciągnęło mnie skutecznie od uczestniczenia we Mszy Świętej, wobec czego już w pierwszej klasie gimnazjum stałem się człowiekiem, który "wierzył" w Boga jedynie czasem, gdy potrzebował pomocy i czuł, że wszystko staje przeciw niemu. Nastawiony byłem wówczas jedynie na otrzymywanie, nie dawałem Panu nic od siebie. Nawet wtedy nie chodziłem do kościoła, w każdą niedzielę omijałem go szerokim łukiem, ruszając jedynie w jego stronę, tak, by mama widziała przez okno, dokąd się kieruję (mieszkam bardzo blisko kościoła i gdyby nie jeden budynek, stojący na zakręcie, wychylając się przez okno mojego domu możnaby dostrzec czy wchodzę przez bramę kościelną). Z każdym dniem zagłębiałem się coraz bardziej w ślepym zaułku - zacząłem palić papierosy, nie stroniłem od alkoholu, choć starałem się ograniczać w tej kwestii, jak sądziłem, kierowany przez własne sumienie, jakiś wewnętrzny głos, którego zdarzało mi się jeszcze słuchać od czasu do czasu. Jeśli już o czasie mowa, to właśnie on pokazał, że to nie sumienie przemawiało do mnie w tamtych chwilach - ale o tym później.
Jedynym momentem, w którym moja wiara w Boga na chwilę się umocniła, był Sakrament Bierzmowania, czyli końcowy okres nauki w gimnazjum. Chodziłem na spotkania z początku niechętnie, ale z każdą chwilą było lepiej - zajęcia przygotowawcze prowadził wówczas ks. Wojciech Pieczul, który przez swój wspaniały kontakt z młodzieżą, potrafił rozbudzić we mnie na jakiś czas cały czas uśpioną wiarę. Poczułem, że ta chwila coś może znaczyć, nie wiedziałem jednak, co. Wszyscy wokół, wybierali sobie świadków do Bierzmowania: starszych kolegów, rodziców, wujków, znajomych. Pewnego dnia nieoczekiwania naszła mnie myśl, której powstania nie umiałbym do dziś wytłumaczyć, gdyby nie Bóg. Postanowiłem na świadka nie obierać osoby świeckiej, ale księdza Jarosława Janowskiego, który był wówczas w mojej rodzinnej parafii. Prawdę mówiąc wcale go nie znałem, nie wiedziałem nawet, jakie mówi kazania - bo skądże, skoro ostatni raz na Mszy niedzielnej byłem jakieś trzy lata wstecz. Z tego co o nim słyszałem, to był po prostu "spoko ksiądz". Ktoś z kim można było porozmawiać nie tylko o sprawach związanych z wiarą. Jestem człowiekiem, który od zawsze ulegał impulsom, nawet nieskromnie chciałoby się powiedzieć, że lubię w sobie tę cechę, złapałem się nawet na tym, że przez to zdarza mi się ją niemalże "pielęgnować" - przyznaję się do tego, chociaż zaczynam powoli nad tym pracować. Wracając do sprawy świadka - niewiele się zastanawiając pobiegłem do zakrystii (mam do niej parę kroków, więc nie miałem nawet czasu, żeby dobrze tę kwestię przemyśleć. Mówię nawet czasem żartobliwie, że gdybym miał ochotę wyjść do kościoła w pidżamie czy klapkach, nikt nie zdążyłby mnie nawet zobaczyć, tak blisko mam do domu Pana. Taka sytuacja - dla sprostowania - nigdy się raczej nie zdarzy)
i łapiąc tam księdza Jarka, wypaliłem, że chciałbym, żeby został moim świadkiem. W pierwszej chwili nie wiedział chyba co powiedzieć, ale po chwili, kiedy rozpoznał, że nie żartuję, zgodził się. chwila Bierzmowania była dla mnie pewnym przeżyciem, ale niestety minęło tak wiele czasu, że nie potrafię dokładnie opisać, co działo się w mojej głowie. Czułem jednak to, że w pewien sposób już w tym momencie stałem się trochę inny od reszty bierzmowanych - patrzono na to zjawisko z ciekawością - ksiądz świadkiem! Zszedł z ołtarza, żeby podążyć do niego razem ze mną, trzymając moje ramię. Wtedy zapewne myślałem, że byłem "lepszy" od reszty, za co teraz się wstydzę, ale były to dla mnie czasy burzliwego kształtowania się charakteru i tę chwilę mogę sobie wybaczyć... No może nie do końca.
Po Bierzmowaniu nie było już niestety spotkań, a Msza wydawała mi się zbyt nudna, by tracić "cenny" czas. Ksiądz Jarosław nie mógł wpaść do nas na kawę, bo musiał być obecny przy odwiedzinach Biskupa, wskutek czego nie mieliśmy okazji porozmawiać. Tak się złożyło, że nie rozmawialiśmy ze sobą po dziś dzień - znów nie przychodziłem do kościoła, a mój świadek został przeniesiony do innej parafii. Wszystko znów wróciło do starego rytmu. Bóg był tylko instytucją, do której odwoływałem się w razie najwyższej konieczności.
Wszystko toczyło się tak samo, aż do wakacji tego roku, które miały okazać się totalną rewolucją myśli, poglądów, wiary, a po części nawet charakteru i planu na moje przyszłe życie. W parafii pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej (czyli mojej, której nazwy, nie wiedzieć czemu, dotychczas nie wymieniłem) od około dwóch lat działał ksiądz Sławomir Witkowski. O jego pracy i poczynaniach wiedziałem niewiele, namiastkę jedynie informacji otrzymywałem z rąk katechety - księdza Bartka Sławińskiego. Na religię o dziwo jeszcze uczęszczałem - pewnie także dlatego, żeby w domu mieć święty spokój. Chociaż mogę powiedzieć, że tematyka związana z wiarą, nie tylko chrześcijańską, jawiła mi się w głębi duszy jako dziedzina nadzwyczaj ciekawa, do czego otwarcie się nie przyznawałem. Mogły o tym świadczyć jedynie pytania zadawane księdzu na religii, czasem dość kłopotliwe, wkraczające nierzadko w drażliwe strefy, jednak wszystko to z ciekawości i jakiejś nieopisanej i cicho skrywanej chęci poznania tych zagadnień.
Sytuacja zaczęła się zmieniać (choć wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem), kiedy nawiązałem kontakt z Martyną, która należała do wspólnoty parafialnej, założonej i prowadzonej przez księdza Sławka. Z Martyną poznałem się dzięki miejskiemu chórowi Canto Grazioso, w którym oboje mamy przyjemność się udzielać. Chciałbym w tej chwili przybliżyć nieco ten moment i zdarzenia, które po sobie następowały, bo - jak się okaże - będzie to dla mnie miało kolosalne znaczenie w niedalekiej przyszłości. W zasadzie nasz kontakt rozpoczął się trochę nietypowo (w sumie typowo, jak na obecne czasy, ale nietypowo - jeśli chcemy, by między ludźmi powstała zdrowa więź koleźeńska), bowiem znajomość powinno się nawiązywać będąc z kimś twarzą w twarz, jednak los tak sprawił, że nasze pierwsze rozmowy toczyły się przez internet. Wtedy ujawniła się ta "cicho skrywana chęć" poznania zagadnień związanych z wiarą, a czułem się o tyle bardziej komfortowo niż na lekcji religii, że zdążyłem zaufać Martynie, a wiedząc, że rozmawiam z osobą, która jest bliżej Boga niż ja, przy czym jest niemalże w moim wieku (czego w rozmowie nie dało się wcale odczuć), nie krępowałem się, rozmawiając z nią o sprawach Boskich. Dzieliłem się z nią przemyśleniami na temat wiary i była pierwszą osobą w życiu, z którą miałem odwagę o tym rozmawiać. "Rozmawiać" wbrew pozorom jest w tej sytuacji słowem o dużym znaczeniu, bo niestety w swoim życiu miałem także styczność z osobami, które nie potrafiły rozmawiać, tak naprawdę. Czułem, że byłem wysłuchiwany i moje słowa nie ulatują w powietrze. Czułem, że ktoś, kto jest w zasadzie młodszy ode mnie, potrafi odpowiedzieć na moje pytanie w miare możliwości i mimo tego, że nie praktykowałem wiary od paru lat, nie byłem przez tę osobę uważany za kogoś gorszego. Te rozmowy miały w moim życiu bardzo duże znaczenie i Martyna jest osobą, dzięki której coś zmieniło się we mnie gdzieś głęboko, chociaż nie zdawałem sobie jeszcze z tego sprawy. Chcę jej za to podziękować, chociaż słowo "dziękuję" nie oddaje nawet jednej setnej wdzięczności.
Drugą osobą, która przyczyniła się w dużej mierze do mojej przemiany, był Mariusz, chłopak Martyny. Znałem się z nim od lat szkoły podstawowej, kiedy byliśmy sobie najlepszymi przyjaciółmi. Męczony psychicznie przez pewien problem (nie ukryję, że natury sercowej) chodziłem po mieście bez konkretnego celu, ot tak, taki sobie spacer. Spotkałem go przez przypadek, kiedy wychodził z domu, więc przystanęliśmy, żeby chwilę porozmawiać. Nie mówił mi jeszcze gdzie idzie, ale stwierdziłem, że nie mam co robić i odprowadzę go, gdziekolwiek się udaje. Przynajmniej z kimś porozmawiam. Prawie dopiero pod kościołem dowiedziałem się, gdzie zmierza. Wtedy chyba pierwszy raz w życiu poczułem prawdziwą chęć wejścia do Domu Bożego. I zaskoczyła mnie ta myśl, że on ani słowa nie wspomniał, żeby mnie do tego namawiać. Jemu też pragnę podziękować, bo dzięki niemu (zrozumiałem to po czasie) każde słowo "przypadek" - zawsze tłumaczę w duszy: "opatrzność". Martyna też nigdy nie próbowała mnie do niczego zmuszać. O co w tym wszystkim chodzi, gdzie tkwi ta siła, która bez niczyjej namowy każe mi wejść do środka? Więc wszedłem. Rozpoczął się drugi etap mojej przemiany - każdego następnego dnia przychodziłem na wieczorną Mszę, kiedy tylko mogłem.
Pod koniec lipca, będąc ze znajomymi na jachcie pośrodku Jezioraka, pięknego jeziora w Iławie, otrzymałem wiadomość od Martyny, że istnieje możliwość, żebym przyjechał na rekolekcje, które właśnie odbywają się w górach nieopodal Zakopanego, a które prowadzi ksiądz Sławek. Wtedy jeszcze chciałem pochodzić po górach, ale czułem, że dzieje się coś, czego nie mogę zatrzymać. Następnego dnia siedziałem już samotnie w pociągu do Zakopanego i z każdą chwilą zbliżałem się nieświadomie do następnego etapu i największego zwrotu wydarzeń w moim życiu, który wstrząsnął mną do głębi i który zapamiętam, z pewnością, do końca życia.
Nie będę opisywał wszystkiego, co działo się przez sześć dni mojego pobytu w górach, przytoczę może parę wydarzeń, które uważam za bardzo istotne. Nie spodziewałem się, że usłyszę "fajnie, że przyjechałeś". A usłyszałem - nawet nie raz. Teraz na mojej drodze stanął Paweł Śliwiński, dzięki któremu pierwszy raz zajrzałem w Pismo Święte i od tamtego momentu czuję, że jest mi potrzebne. Spędziłem z nim dużo czasu na rozmowie, w ośrodku i na szlakach górskich, gdzie obaj pomagaliśmy sobie duchowo i fizycznie w przejściu ciężkich momentów. Wtedy poczułem jaką więź między ludźmi może tworzyć wspólna wiara w Boga, w którego zaczynałem wierzyć prawdziwie. Wiem od wtedy, że nadejdzie taki czas, że znajdę mojego świadka i podziękuję mu za to, że się zgodził nim zostać. Bo jeszcze w tej chwili tego nie pojmuję, ale wiem, że ten moment, kiedy coś kazało mi iść do niego do zakrystii, będzie miał w moim życiu wielkie znaczenie. Przyszłość pokaże - jakie. I patrząc na Mszy, jak wszyscy przystępują do Komunii Świętej, wiedziałem już, że nie wyjadę stąd, jeśli nie pójdę do spowiedzi.
I tu zaczyna się wielka rola człowieka, który zmienił moje życie od początku do końca. Rola księdza, który na zawsze będzie dla mnie wzorem kapłaństwa, wzorem prawdziwego duszpasterza, który niestrudzenie prowadzi do Jezusa Chrystusa, który pokazał tak wielu ludziom, że można prawdziwie kochać Jezusa. Rola księdza Sławka.
Po najpiękniejszej i najszczerszej spowiedzi w życiu przystąpiłem do Eucharystii. Nie pamiętam, kiedy ostatnio płakałem. Może w zeszłym roku, może dwa lata temu. Tego dnia po przyjęciu Najświętszego Sakramentu, płakałem przed ołtarzem jak małe dziecko i w jednej chwili zrozumiałęm wszystkie błędy swojego życia. Gdzie byłem, kiedy Bóg mnie wzywał? Jak mogłem nie słyszeć i nie widzieć, kiedy on przez całe życie szedł obok mnie i szeptał mi na ucho: "Idź za mną!" Takiego żalu za grzechy nie czułem jeszcze nigdy i każda chwila w moim życiu bez Chrystusa była i jest dla mnie stracona. I wylałem więcej łez niż kiedykolwiek, nad swoim marnym życiem aż do tej chwili i nad każdym grzechem, który popełniłem, i nad każdym grzechem, który w życiu mam jeszcze popełnić. I wylałem więcej łez ze szczęścia, niż przypuszczałem, że człowiek z krwi i kości może z siebie wylać, bo Bóg mi przebaczył. A ksiądz? Kiedy usłyszał wszystkie grzechy, jakie popełniłem przez tak długi czas, ksiądz, który wiedział kim jestem, nawet trochę mnie znał... Ksiądz, któremu tak bardzo bałem się powiedzieć to wszystko, co złego uczyniłem? On po tej spowiedzi się do mnie uśmiechnął. Jak bardzo Bóg może być miłosierny? I poznałem, że miłosierdzie Pana nie zna granic, że stawia na mojej drodze takiego człowieka. Cóż więcej mogę pragnąć?
Ksiądz Sławek dokończył dzieła i wszystkim, co robił i mówił w czasie tych rekolekcji, po kawałku zmieniał moją duszę. Ten człowiek nie umocnił mojej wiary, on mnie nauczył wierzyć.

Chwała Panu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
martyna




Dołączył: 29 Sie 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:43, 03 Wrz 2008    Temat postu:

Jedyne co potrafię powiedzieć, to chwała Panu.
Poryczałam się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Strona Główna -> Stare Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4  Następny
Strona 1 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin